Polak-muzułmanin, mieszkaniec Aleksandrii Piotr Ibrahim Kalwas opisuje swój
Egipt. Współpracujący z 'Dużym Formatem' - dodatkiem do 'Gazety Wyborczej',
reporter odkrywa przed nami to wszystko, co frapuje w Egipcie przyjezdnych,
ale nie mają do tego dostępu. Otwiera przed nami świat 'haram' i 'halal'.
'Haram' - to zakaz, 'halal' - przyzwolenie. Niektóre lakiery do paznokci są
dla muzułmanek halal, niektóre haram, ale ciężko się w tym zorientować nawet
Egipcjanom. Kalwas pisze zajmująco i ze znawstwem. Często patrzy na Egipt ze
swojego ulubionego balkonu, ale to nie znaczy, że ma perspektywę człowieka,
który nie jest swój i się wysferzył. Balkon jest bowiem w Egipcie ważnym
miejscem rodzinnych i społecznych relacji. To świetna książka dla tych, którzy
wyjeżdżają do Egiptu na wakacje, a ci którzy tam nie byli, po tej lekturze
zapragną tam zaraz pojechać.
Siódma książka Piotra Ibrahima Kalwasa jest opowieścią o zwodniczej naturze
znaków, wśród których człowiek porusza się przez całe życie, wśród których
błądzi, przez które cierpi i których pożąda, sam stając się takim znakiem-
rzeczą w picatriksie świata. I sam, jak inne znaki, budzi u jednych
fascynację, a wstręt bądź nienawiść u innych. „Międzyrzecz” nie ma w sobie nic
z nudnego traktatu. Kipi od emocji i uczuć: lęk, groza metafizyczna, patos
spotykają się w niej z zachwytem urodą świata i dziecięcym pragnieniem
niespodzianki i gry. Zapewnia więc rozmaitość doznań w pasjonującej podróży
przez wielorakie stany ducha, czasy i krainy; symbole święte bądź przeklęte,
znane z kultury judaistycznej, arabskiej i chrześcijańskiej, prowadzą w niej
ze sobą dialog, szukają harmonii, która jednak rozpada się raz po raz,
oscylując między apokalipsą a kabałą. Opowieść, wzbogacona przez ilustracje,
staje się rodzajem labiryntu, próbą rozwiązywania zagadki życia i śmierci,
wierności i zdrady; szyfrem ludzkiego losu. Kalwas nawiązuje do prozy Kafki i
Borgesa, inspiruje się malarstwem niderlandzkim i arabskimi bajkami, swobodnie
przerzuca bohatera książki w przestrzeni, od mglistych Wysp Owczych po zalane
słońcem południe Europy, oraz w czasie, od współczesności po wieki dawne.
Mnoży piętra opowieści, ale wciąż – nieco obsesyjnie – powraca do tych samych
obrazów, wątków i przede wszystkim pytań o istotę pisarstwa. Kalwas, jak mało
który pisarz, posiadł dar tworzenia wizji pełnych konkretów, sugestywnych,
niemal namacalnych, a przy tym skrzących się od znaczeń. Robert Ostaszewski
Bóg ma tu wiele imion i wiele mocy sprawczych, lecz wcale z nich nie korzysta.
Bogiem może być pisarz, ale i czytelnik; Kalwas ironizuje pojęcie kreatora i
podejmuje z tą definicją inteligentną grę. Mamy do czynienia ze specyficznym
wizjonerem nowej prozy polskiej, któremu warto oddać głos i poświęcić czas.
Jarosław Czechowicz
Piotr Ibrahim Kalwas wydał do tej pory cztery książki: 'Salam', 'Czas',
'Drzwi' i 'Rasa mystica'. W każdej ambicje uważnego obserwatora łączył ze
skłonnościami rasowego filozofa, który niczego nie recenzuje z wyższością,
lecz pragnie rzeczywistość zrozumieć stawia jej pytania, rozbijając stereotypy
w myśleniu o Innych. Jego proza jest nieustanną konfrontacją sposobów
myślenia, stylów bycia, typów emocji, skali ludzkiego niespełnienia i
odradzającej się wiary w Dobro. Powiada, że to przez islam stał się obywatelem
świata. Nie jest to punkt widzenia łatwy do przyjęcia po zniknięciu z
nowojorskiego pejzażu dwóch symbolicznych wież, ale wraz z lekturą kolejnych
książek, a szczególnie najnowszej, 'Domu', coraz trudniej go ignorować.
Świat Kalwasa nie zna granic. 'Tarika' wyraża tę myśl dobitniej niż
wcześniejsze książki jej autora. Wioska przy granicy Ghany i Togo, paryska rue
de Gergovie, plac Dzierżyńskiego w Warszawie, Villa Alexandrine w Vence czy
wnętrze kościoła w Czennaju stają się miejscami, w których czas i przestrzeń
zmieniają swój sens. Każda z dziesięciu opowieści jest na pozór zamkniętą
całością, ale wszystkie łączy próba ścigania tajemnicy - świata i ludzi;
znanych z imienia i nazwiska lub anonimowych, nie całkiem jednak przypadkowo
spotkanych. Niektórzy z nich - Schulz, Cortázar, Gombrowicz czy dżinista
digambari - zasługują na miano szajchów; idąc po ich śladach, autor pyta o
naturę czasu, źródła uniesień twórczych, możliwość rozumienia siebie i innych.
Tropi przyczyny sporów kulturowych i socjalnych. Napotykając zło, wybucha
najszczerszym gniewem, neutralizuje je szyderstwem, rozbraja śmiechem. Jak
zwykle - prowokuje.